środa, 4 marca 2020
ROZMOWA Z ANNĄ ZDROJEWSKĄ-ŻYWIECKĄ, WŁAŚCICIELKĄ GRUPY WYDAWNICZEJ RELACJA
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeruBiblioteka Analiz nr 517 (4/2020)
– Historia firmy sięga 2010 roku, kiedy postanowiłaś powołać do życia wydawnictwo Mamania. Książki pod tą marką miały w zamierzeniu wspierać świadome rodzicielstwo. Wynikało to z twojego doświadczenia? – Tak, moja córka urodziła się bardzo mała, na granicy hipotrofii. Spotykałam się wówczas z dużą presją na temat tego, ile powinna jeść i ważyć. Odkryłam wtedy brytyjską książkę „Baby-led weaning”. Idea w niej opisana była przełomowa, polegała na pozwalaniu dziecku na samodzielne sięganie po jedzenie od początku oraz pozostawianie mu decyzji o tym, ile i co zje. Postanowiłam ją wydać w Polsce – pod tytułem „Bobas lubi wybór”. Co ciekawe, ostatecznie nie była to pierwsza książka, którą wydałam w swoim wydawnictwie. Zadebiutowałam wznowieniem „W głębi kontinuum” Jean Liedloff. Też odnalezioną w wyniku poszukiwań rodzicielskich. Wtedy też uświadomiłam sobie, jak długim procesem jest proces wydawniczy. – Czy byłaś też autorką przekładu obu książek? – Przy tytule „Bobas lubi wybór” byłam wymieniona w pierwszym wydaniu jako tłumaczka, ale mój wkład polegał głównie na opracowaniu pojęć w języku polskim, takich jak przełożenie choćby BLW na Bobas lubi wybór, a większość pracy wykonała pozostała dwójka tłumaczy. W przypadku drugiego tytułu odkupiłam prawa do istniejącego już tłumaczenia. Chociaż podczas studiów brałam udział w seminariach translatorskich, a może właśnie dlatego, cenię sobie współpracę z profesjonalnymi tłumaczami. – Twój przykład pokazuje, że jeśli się do czegoś podchodzi z pasją, to można wiele osiągnąć. Dziś Mamania jest jednym z czołowych wydawnictw paretingowych w naszym kraju. – Wydanie pierwszej książki jest czymś bardzo wyjątkowym, wymaga dużego zaangażowania osobistego. Tak naprawdę wydawczynią stałam się jednak dopiero kilka lat później, kiedy stwierdziłam, że to jest coś, co będę robić być może przez całe swoje życie. – Co to znaczy? – Zaczęłam budować zespół. Do dziś w wydawnictwie pracuje redaktorka (obecnie również prokurentka spółki) Kamila Wrzesińska, która dołączyła do mnie po 1,5 roku działania, czyli jest już z nami 8,5 roku. A nie była moją pierwszą pracowniczką. Bardzo szybko instytucjonalizowałam swoją pracę, aczkolwiek na skromnym poziomie. – A ile w tej chwili twój zespół liczy osób? – Razem ze mną – dziewięć. – Ostatnio nastąpiła zmiana w dziale handlowym… – Tak, z początkiem marca na miejsce Norberta Raka dołączy Dariusz Sędek. Jednak zmiana to także okazja do nowego określenia zadań. Dlatego Dariusz Sędek będzie pełnił funkcję dyrektora marketingu i sprzedaży, bo bez marketingu nie ma sprzedaży. Mamy też w zespole jedną osobę, która na bieżąco zajmuje się obsługą sprzedaży. Myślę, że to będzie fajny zespół. – Wróćmy do początków wydawnictwa – wiedziałaś, z kim nawiązać współpracę chociażby w kwestii dystrybucji książek? – To było oczywiście bardzo trudne. Pierwsze, czego doświadczyłam, to ogromny rozdźwięk pomiędzy zainteresowaniem czytelników a tym, jak wygląda klasyczna dystrybucja. To była dla mnie cenna lekcja. Kiedy zobaczyłam pierwsze rozliczenie od dystrybutora, na którym była wykazana sprzedaż zaledwie kilku egzemplarzy, nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. W tym samym czasie zdążyłam sprzedać kilkaset egzemplarzy, budując inne, alternatywne kanały dystrybucji moich książek. Zaledwie rok później weszła 5 proc. stawka podatku VAT na książki. Coś, co powoli zaczęłam budować, rozsypało się jak domek z kart, bo wszyscy byli zajęci okresem przejściowym. Podsumowując, te pierwsze dwa lata pod względem klasycznej dystrybucji w zasadzie nie istniały. Sprzedaż klasycznymi kanałami była wówczas niewielka. Od początku postawiłam na sprzedaż w internecie i do dzisiaj jest ona istotnym kanałem sprzedaży. – Przez własny sklep internetowy? – Również przez nasz sklep. Obecnie ma on jednak niewielki udział procentowy w całej sprzedaży, ponieważ ogólny obrót znacznie wzrósł. Nadal jednak zapewnia stabilizację finansową. Ogólnie udział sprzedaży przez internet naszych książek – we wszystkich kanałach sprzedaży internetowej, w tym w e-księgarniach – wynosi powyżej 50 proc. – Macie swój magazyn? – Po około siedmiu latach własnej logistyki – najpierw książki w biurze, potem wynajem niewielkiego magazynu – zdecydowałam się na outsourcing usług logistycznych. Obecnie mamy magazyn zewnętrzny we Włocławku. Współpracujemy w tym zakresie z Open Partnerem. Wcześniej, przez dwa lata, byliśmy w Azymucie. – Wspomniałaś o alternatywnych kanałach sprzedaży… – Jeśli chodzi o sklepy z ofertą dla dzieci czy sklepy dla przyszłych mam, to na początku miały większe znaczenie procentowe w całej sprzedaży. Dzisiaj już mają niewielki udział ze względu na wzrost obrotów. Chyba że jako alternatywne kanały ujmiemy po prostu kanały nowoczesne, takie jak markety, Poczta Polska – tam próbujemy być cały czas obecni, na miarę swoich możliwości oczywiście. – I okazuje się, że odbiorcy waszej oferty robią głównie zakupy przez internet… – Niewątpliwie tak. W przypadku oferty stricte paretingowej i dziecięcej czytelnicy, głównie młodzi ludzie, są przyzwyczajeni do tego, że robią zakupy przez internet. Oczywiście, trzeba im prezentować książki również w kanale tradycyjnym. Niemniej jednak oni realizują ten zakup właśnie przez internet, kiedy mają wolną chwilę. Doskonale to rozumiem, bliskie jest mi takie zachowanie zakupowe. – Wróćmy do tradycyjnych kanałów. Z jakimi firmami dystrybucyjnymi w tej chwili współpracujecie? – W tej chwili współpracujemy ze wszystkimi. Myślę, że mamy pełne pokrycie dystrybucyjne. Na samym początku działalności wydawniczej miałam przykre potknięcie z firmą PW Pakt, która dystrybuowała nas do Empiku. Straciłam tam kilkadziesiąt tysięcy zł, a była to wówczas kwota odpowiadająca dużej części naszego przychodu rocznego. Podjęłam wtedy decyzję, której się trzymam do dzisiaj, dotyczącą dywersyfikacji źródeł przychodu. W związku z tym współpracujemy w zakresie dystrybucji z różnymi firmami. W jednym kanale – czasem lepiej a czasem gorzej – ale działamy z większą liczbą podmiotów. – W 2018 roku Grupa Wydawnicza Relacja po raz kolejny odnotowała znaczący wzrost przychodów i zysków. Przychód ze sprzedaży w 2018 roku wyniósł 5,57 mln zł, co stanowi wzrost o ponad 76 proc. w stosunku do roku 2017. Jak szacujesz 2019 roku? – W ubiegłym roku osiągnęliśmy bardzo podobny wynik. Spodziewamy się wzrostu w 2020 roku. – Na początku 2018 roku wydawnictwo przeniosło swoją działalność z wynajmowanego lokalu przy ul. Słowiczej 27a w Warszawie do zakupionego w grudniu 2017 roku lokalu użytkowego o numerze P-3 usytuowanego przy ul. Łowickiej 25 w Warszawie… – Po raz pierwszy jest to nasze biuro i myślę, że tu zostaniemy przez jakiś czas. Jesteśmy bardzo blisko dawnego biura W.A.B. i w sąsiedztwie Big Book Cafe. Jest nam tu na Mokotowie dobrze. – Na początku była marka Mamania z ofertą paretingową. Ale wraz z rozwojem twojej córki rosła też oferta wydawnictwa. I pojawiły się książki dla dzieci… – Rzeczywiście, pierwszym ruchem dywersyfikującym ofertę była książka dziecięca, która wydawała się naturalną kontynuacją oferty dla rodziców. Dziś muszę powiedzieć, że nią nie jest. Zajęło nam dwa lata ciężkiej pracy, zanim staliśmy się rozpoznawalni jako wydawca książek dla dzieci. – Jeżeli chodzi o dobór oferty dziecięcej, to konsultowałaś propozycje z córką? – Wydawnictwo oczywiście wyrosło z moich zainteresowań rodzicielskich, ale szybko je przerosło. W gruncie rzeczy „jednoosobowa grupa fokusowa” to trochę za mało. Im dzieci są starsze, tym bardziej różnią się swoim gustem, preferencją gatunku. Chciałam, żeby były to książki, po które może sięgnąć moja córka w przyszłości lub teraz, ale nie tylko takie. – Czy w znacznej części ofertę stanowią książki tłumaczone, czy polskie? – Jeśli chodzi o ofertę paretingową, to znaczą część sprzedaży stanowi oferta polska. Tych tytułów jest łącznie kilkadziesiąt. Przede wszystkim pięć książek Agnieszki Stein, począwszy od „Dziecko z bliska”, ale także „AlaAntkowe BLW” Joanny Anger i Anny Piszczek. Wśród książek dziecięcych naszym dużym polskim sukcesem jest seria „Jano i Wito” Wioli Wołoszyn z ilustracjami Przemka Liputa. Autorzy polscy stanowią mniejszą grupę w całym katalogu z uwagi na fakt, że praca nad stworzeniem książki do podstaw zgodnie z zakładanymi przeze mnie standardami jest bardzo czasochłonna i tego typu projektów można zrealizować w ciągu roku dużo mniej niż w przypadku książek tłumaczonych. – W ofercie są też publikacje takich autorów jak Marcin Wicha, Reni Jusis czy Sylwia Chutnik. Jak udało ci się namówić ich do współpracy? – „Poradnik zielonych rodziców” Reni Jusis był pierwszą wydaną przez nas książką polską. Druga autorka poradnika – Magda Targosz – sama się do nas zgłosiła z pomysłem, ponieważ znała i ceniła nasze książki rodzicielskie. Autorkom zależało na tym, aby wydawca zrozumiał, jak ma wyglądać ta książka od strony wizualnej i merytorycznej. Zatem przekonanie autorek nie stanowiło najmniejszego problemu. Trudniejsze było wytłumaczenie TVN-owi, który był partnerem książki, że gdy adresujemy książkę do ekorodziców, to niekoniecznie dawanie zdjęcia Reni Jusis siedzącej na kanapie w studio „Dzień Dobry TVN” na okładkę jest tym, czego ci rodzice rzeczywiście oczekują. Udało się. Książka została bardzo dobrze przyjęta, miała nawet dodruk, co jak na takie książki, mówiąc brzydko „celebryckie”, nie jest takie oczywiste. Ale za tą książką stała duża jakość, także merytoryczna, inaczej nie zdecydowałabym się na ten projekt. Niestety, …
Wyświetlono 25% materiału - 1300 słów. Całość materiału zawiera 5203 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się