Kilka ładnych lat temu, podczas podyplomowych studiów Polskiej Akademii Księgarstwa (była swego czasu taka instytucja, bardzo wartościowa), od jednego z wykładowców usłyszałem zdanie, które zapadło mi w pamięć: „czasami jest tak, że trzeba wyjąć swoje prywatne pieniądze z kieszeni, zapłacić pracownikom, powiedzieć »sorry, nie wyszło« i zamknąć biznes”. Niestety wygląda na to, że taka jest przyszłość części podmiotów również z branży księgarskiej. Nie jest to nic niezwykłego – rynek widział już upadłości sieci księgarskich, hurtowni oraz wydawców i był w stanie je „przetrawić”. Niezwykły w tej sytuacji jest swoisty egalitaryzm oraz powszechność epidemii, bo dotyka ona w równym stopniu prawie wszystkich firm (może poza e-commerce). W chwili gdy piszę te słowa, ponad 80 proc. moich księgarń nadal działa, co być może czyni mnie teraz największą stacjonarną siecią sprzedaży książki w Polsce (przynajmniej pod względem liczby otwartych punktów). Studzę jednak zapał dostawców, którym się wydaje, że robię duży obrót – a byli do niedawna tacy wydawcy, którzy uważali, że zamknięcie galerii spowoduje masową migrację klientów do księgarń. Obecnie sprzedaż stacjonarna to mniej więcej 40 proc. tego, co w ubiegłym roku, przy czym (co nie jest oczywiste) większy spadek jest na książkach niż na artykułach ze stawką 23 proc. Z tego co słyszę tu i ówdzie, to te 40 proc. normalnych obrotów ociera się o krajowy rekord, jeśli chodzi o tradycyjne księgarstwo. Otwarcie księgarń jest w dużej mierze czysto formalne: na zmianie jest jedna, maksymalnie dwie osoby; praca to głównie realizacja zamówień internetowych (które dostały teraz absolutny priorytet) oraz porządkowanie sklepu i wykonywanie zwrotów. Myślę, że tak wygląda teraz codzienność zdecydowanej większości księgarń w kraju. Pewnym wyjątkiem jest Centrum Książki w Olsztynie, w której z sukcesem udało się nam wdrożyć formułę zamówień „na dowóz” do klienta – codziennie wyjeżdżają na miasto dwa, czasem trzy kursy. Stanowi to koło 30 proc. obecnej sprzedaży „poza internetowej” księgarni, zatrudniającej 14 osób. Inaczej wygląda sprawa z księgarniami w galeriach handlowych, zamkniętymi obecnie na cztery spusty. Tu, korzystając z zapisów tzw. „Tarczy antykryzysowej”, mogliśmy wysłać pracowników na tak zwane „postojowe”, a także zaoszczędzić na czynszach. Część towaru z tych księgarń musieliśmy zwrócić, …