Wtorek, 21 lipca 2015
Rozmowa z Rafałem Skąpskim
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru412


Kiedy przestałeś być likwidatorem Państwowego Instytutu Wydawniczego?
Zostałem odwołany z datą 3 lipca, ale odwołanie wręczono mi 7 lipca. Uczynił to mój następca, co jest swego rodzaju signum temporis albo signum culturis, bo nominację na likwidatora w lutym 2012 roku wręczał mi minister Mikołaj Budzanowski, konstytucyjny minister skarbu państwa, z komentarzem, że wierzy, iż zlikwiduję dług, nie likwidując PIW-u. Następcom ministra, a szczególnie niższym urzędnikom chodziło jednak o coś innego.

A o co chodziło?
Może być kilka wariantów, ale myślę, że chodzi o to, aby pozbyć się ciężaru, chociaż jest to ciężar lekki, składający się z praw niematerialnych. Chodzi mianowicie o to, aby pozbyć się kłopotu i niefrasobliwie pozwolić na zniknięcie z rynku kolejnej instytucji kultury. Mówię „niefrasobliwie pozwolić”, bo już w 2005 roku po objęciu funkcji dyrektora wydawnictwa, gdy zgłębiałem dokumenty, budziło moje zdziwienie, że można było dopuścić do takiego stanu i takiego zadłużenia, będąc nadzorcą wydawnictwa i analizując kolejne sprawozdania finansowe. Rozpocząłem pracę – nie chcę powiedzieć Syzyfa, bo wiemy, że Syzyf swej pracy nigdy sukcesem nie kończy. Ja jednak doprowadziłem do – jak uważam – znakomitego wyniku, który niestety jest poddawany w wątpliwość.

Przecież wyniki księgowe można czytać tylko w jeden sposób…
Jak czytamy i słyszymy o wynikach finansowych PIW-u to każda strona sporu mówi inaczej, chociaż oczywiście czytać je można tylko w jeden sposób. Na przestrzeni 10 lat co roku osiągałem zysk, z wyjątkiem roku 2012, w którym zarządzono likwidację, i wtedy siłą rzeczy tego zysku nie mogło być, i to nie z powodu zmniejszenia liczby tytułów, lecz przede wszystkim z powodu obligatoryjnego przeszacowania majątku, bo takie są obowiązki i zasady w przypadku ogłoszenia likwidacji. Do tego musieliśmy pogodzić się z faktem, że wielu autorów zagranicznych i polskich od nas odeszło. Każda taka akcja Ministerstwa Skarbu Państwa, czyli nadzorcy i właściciela (chciałem tutaj użyć słowo mecenasa, ale się powstrzymałem) była na szkodę przedsiębiorstwa i wciąż jest podejmowana na szkodę przedsiębiorstwa! Jeżeli dzisiaj z uporem maniaka człowiek, który pracuje w ministerstwie od tygodnia, opowiada w oficjalnych komunikatach oraz pisze w wypowiedziach na swoim twitterze, że za chwilę do PIW-u może przyjść syndyk, to jest to nic innego jak wywoływanie takiej sytuacji, a nawet jej prowokowanie. Wszystkie sprawozdania finansowe firmy są do wglądu w KRS-ie. Co drugie, w sensie statystycznym, było poddawane audytowi przez wskazanych przez ministra skarbu państwa audytorów. Cztery kolejne sprawozdania finansowe – za lata 2011, 2012, 2013 i 2014 – były audytowane. Ostatnie przez firmę Witolda Modzelewskiego. Żaden audytor nie wskazał błędu, żaden nie podważył danych, a podważa je rzecznik prasowy MSP, który pracuje tam niespełna tydzień.

Zarzucasz mu złą wolę i niekompetencję…
Nie pozwolę na to, aby zmieniać prawdę o sytuacji PIW-u, a zostawiam PIW w porównaniu do roku 2005, kiedy przyszedłem do wydawnictwa, w znakomitej sytuacji. PIW ma zaledwie 1,8 mln zł długu, a odzyskałem majątek wart prawie 14 mln zł w postaci kamienicy. Gdyby nie ta kamienica, być może byłbym likwidatorem jeszcze dzisiaj.

Mówiłeś już, że właśnie kamienica jest powodem obecnych działań…

Wciąż żywię i podtrzymuję przekonanie, że odzyskanie przez PIW tej kamienicy jest powodem obecnych problemów wydawnictwa. Na razie nie mam podstaw, by się z tego wycofać.

Czy są jeszcze szanse na ratunek dla PIW-u?

Teoretycznie jeszcze widzę szansę na uratowanie PIW-u i jego dorobku, ale nie widzę ku temu woli, bo według mnie od ponad pół roku, a może i dłużej, jako likwidator zostałem pominięty i odsunięty od wypracowania koncepcji przyszłości majątku PIW. Mam na to pewne przesłanki, że poza mną toczyły się i toczą rozmowy między obydwoma ministerstwami – skarbu i kultury – mimo zapewnień pani minister Małgorzaty Omilanowskiej, że ona do spraw PIW-u nie ma nic. To co udało mi się i całemu zespołowi uratować ktoś teraz rozczłonkuje, rozproszy i wykorzysta. PIW może nie podzieli losu Polskich Nagrań, ale bliżej mu będzie do faktycznego niebytu Ossolineum, niż do szansy jaką otrzymało Polskie Wydawnictwo Muzyczne. Koncepcja zarysowana przez rzecznika MKiDN, którą opublikował „Tygodnik Powszechny” to przerażający plan rozbioru majątku, nazywam tak to świadomie. Rozbioru i zatracenia. A przecież PIW ma jeszcze dziś potencjał, aby być oddłużonym z własnego majątku, przekształconym w spółkę Skarbu Państwa i skierowanym na ścieżkę, na którą już wchodzi PWM i trzy spółki filmowe, ścieżkę przekształceń w instytucję kultury narodowej. Starałem się, aby PIW dołączył do tej grupy, ale przewodnicząca sejmowej Komisji Kultury stanowczo zaoponowała, a minister kultury wspierała ją w tym. Groza i bezsilność. Jedyny poseł, który o PIW się w tej debacie upomniał to prof. Tadeusz Iwiński. Oby czas nie pozwolił na zniszczenia zaplanowane w opisie rzecznika MKiDN.

Jakie masz teraz plany?
Niedawno skończyłem 64 lata i jestem człowiekiem u kresu życia zawodowego, podkreślam zawodowego, bo energii jeszcze mnóstwo, a słyszę przecież, że niektórym dyrektorom instytucji kultury obecnie przedłuża się kontrakty nawet tak, że w wieku 70 lat jeszcze tę funkcję będą pełnić.

Jesteś też prezesem spółki Targi Książki.
W dalszym ciągu jestem prezesem zarządu spółki Targi Książki, która wciąż się rozwija. Uspakajam od razu zazdrosnych, że nie przynosi mi to jakiś specjalnych profitów finansowych. Myślę, że każdy członek rady nadzorczej spółki skarbu państwa otrzymuje więcej pieniędzy miesięcznie niż ja. Poza tym jestem prezesem kilku organizacji społecznych, do których więcej dokładam niż odbieram. Dokładam tam swoją działalność i swoje serce. A sytuacja Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek jest tak trudna, że koleżanki, które są tam zatrudnione – i tu głęboki ukłon w ich stronę – same zdecydowały, że od dwóch miesięcy będą podejmować wynagrodzenia w wysokości 50 proc., bo organizacja po prostu nie ma pieniędzy. Jednak to co najbardziej boli, to bezduszna, bezrefleksyjna, haniebna wręcz decyzja o zakończeniu bytu PIW. Jeśli nic i nikt tego nie powstrzyma, to osoby z resortu kultury i o ironio dziedzictwa narodowego na trwale zapiszą się w historii polskiej kultury jako faktyczni likwidatorzy PIW i to w najlepszym ekonomicznie momencie przedsiębiorstwa na przestrzeni ostatnich 10 lat. Mam nadzieję że i ty, i Biblioteka Analiz będziecie wracać do tej sprawy.

Autor: Piotr Dobrołęcki