Poniedziałek, 15 grudnia 2008
Polska Izba Książki – dziś i jutro
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru236

Jednym z powodów spotkania z prezesem Polskiej Izby Książki była jego reakcja na wyniki sondażu, jaki w październiku przeprowadziliśmy wśród użytkowników serwisu Rynek-Książki.pl. Zadaliśmy w nim bowiem pytanie „Czy, Twoim zdaniem, Polska Izba Książki jest potrzebna polskiemu rynkowi wydawniczemu?”, zostawiając do wyboru jedną z trzech odpowiedzi: „Nie jest potrzebna! Płacone składki to marnotrawstwo naszych pieniędzy”, „Oczywiście, bez niej trudno by nam było funkcjonować!” oraz „Nie mam zdania na ten temat”. Zdecydowana większość respondentów (50,88 proc.) wybrała pierwszą odpowiedź. Swoje poparcie dla obecnie realizowanej idei istnienia PIK wyraziło 29,68 proc., pozostałe 19,43 proc. nie miało sprecyzowanej opinii. Wyniki, ale także sama idea sondażu, nie spotkały się z pozytywnym odbiorem najbardziej zainteresowanego (choć niektórzy członkowie Rady nie podzielali tej krytyki).

60 członków zalega

– Dzięki takim inicjatywom tworzy się pewne fakty medialne, które zostają w świadomości – usłyszeliśmy na wstępie od Piotra Marciszuka. – Poza tym łączenie kwestii składek członkowskich z oceną pracy Rady PIK nie wydaje mi się sprawiedliwe. Jesienią przeprowadziliśmy akcję, która miała przyśpieszyć spłatę wynikających z tego tytułu zaległości – wówczas niemal natychmiast wpłynęło do nas 30 tys. zł, a kolejne kwoty mają zostać uregulowane jeszcze przed końcem roku. Trzeba także pamiętać, że pewna część składek jest niestety nieściągalna. To bierze się pod uwagę przy konstruowaniu każdego budżetu – przekonuje. Słowa te potwierdza treść komunikatu wystosowanego do członków Izby po posiedzeniu Rady, które odbyło się 1 grudnia. W wyniku przeprowadzonej akcji windykacyjnej zadłużenie z tytułu zaległych składek zredukowano na koniec września o 23 proc. W dalszym ciągu jednak ponad 60 członków zalega z płatnościami. A przypomnijmy, że w latach poprzednich nie było z tym najgorzej. „Wzrastają wpływy ze składek i poprawia się ich ściągalność. W 2004 roku 240 ówczesnych członków PIK wpłaciło 187 tys. zł, a w 2005 roku 227 członków PIK wpłaciło 298 tys. zł. Zaległości z tytułu nieopłaconych składek wynoszą obecnie zaledwie 32 tys. zł”, komentowała w maju 2006 wykonywanie budżetu PIK w latach 2004-2006 Aldona Zawadzka, obecna wiceprezes Rady. „PIK ma ok. 300 tys. zł wolnych środków zdeponowanych na rachunkach bankowych”, informowała wówczas, choć po pół roku – już pod przewodnictwem i ustami Marciszuka – Rada podawała, iż „nie będzie pieniędzy oszczędzać na kontach bankowych, ponieważ budzi to uzasadnione wątpliwości członków PIK, co do wysokości składek”. Dziś wątpliwości członków dotyczą czego innego…

Marciszuk zakwestionował także rangę sondażu powstałego w wyniku głosowania Internautów. – Co innego, jeżeli chodzi o sondaż przeprowadzony np. przez biuro PIK, gdzie głos każdego członka byłby liczony osobno. To byłaby rzeczywista ocena pracy Rady przez członków organizacji i realna podstawa do wyciągania wniosków. Natomiast Internauci, nikogo nie obrażając, nie są najlepszym źródłem. Nie wiadomo, ilu spośród głosujących należy do Izby i czy nie powtarzały się głosy z poszczególnych firm. Według mnie, taki głos o niczym nie świadczy – skwitował. Jego zdaniem, w taki sposób powstaje nieprawdziwy obraz branżowej organizacji, która nie jest nikomu potrzebna.

– Spróbujmy sobie wyobrazić to środowisko bez PIK. Czy byliby szczęśliwi, gdyby np. świetnie zorganizowani księgarze doprowadzili do wejścia w życie „ustawy o książce” w wersji odpowiadającej jedynie jednemu środowisku? A co z wprowadzeniem VAT? To stałoby się już w styczniu tego roku, gdyby nie intensywne działania PIK. Między innymi PIK, zaznaczyliśmy. – To prawda, ale śmiem twierdzić, że właśnie nasze działanie było tu decydujące, to znaczy takie, które najsilniej wpłynęło na podjęcie odpowiednich decyzji, również przez rząd – ripostuje Piotr Marciszuk.

Z jego wypowiedzi wynika, że obecna Rada już wielokrotnie miała poczucie, iż w realizowane przez siebie projekty wkłada bardzo dużo pracy i uzyskuje zupełnie zadowalające efekty. Odnosi natomiast wrażenie, że ocena tych wysiłków wiąże się z odbiorem wydarzeń stosunkowo nieistotnych – jak choćby rzeczone składki. Ale czy właśnie faktu ich niepłacenia przez niektóre firmy nie można traktować jako swoistego rodzaju votum nieufności dla Rady czy Izby? – Zgoda, pod warunkiem jednak, że istnieją dowody na potwierdzenie takiej hipotezy. Może część wątpliwości rozwieje podsumowanie roku. Jednak w przypadku PIK każdy rok kończy się jakimś deficytem w kwestii składek – twierdzi Marciszuk. Nie istnieje zatem proste rozwiązanie tego problemu, czyli wiarygodna odpowiedź na pytanie o motywy niektórych firm. Jeszcze bardziej zaskakująca zdaje się skala zadłużenia, która w krytycznym momencie osiągnęła poziom 100 tys. zł.

I wreszcie – brońmy się konsekwentnie – w komentarzu do sondażu wyraźnie zaznaczyliśmy, że jego idea „ociera się o zabawę”. Co nie znaczy, że nie skłania do przemyśleń.

Kolejna sprawa, która wzbudziła wątpliwość części obserwatorów poczynań PIK, to sponsorowanie przez nią Nagrody Długosza. Czy izba gospodarcza powinna partycypować w kosztach takich przedsięwzięć? – Zależy z jakiej perspektywy na to patrzeć. To nie było tak, że Izba w pewnym momencie podjęła decyzję o sponsorowaniu tej nagrody, np. po to, by zaistnieć medialnie. Zanosiło się na to, że nagroda padnie, a według nas, jest ona bardzo ważna i jedyna w swoim rodzaju. Szkoda byłoby stracić tę dziesięcioletnią tradycję – tłumaczy prezes. Na potwierdzenie swoich słów przypomina, że wysokość nagrody została zmniejszona z 50 do 30 tys. zł, a już dwa lata temu wycofał się jej główny sponsor, Kulczyk Holding. Od tego czasu trwają poszukiwania sponsora, niestety bezskutecznie. W tym roku w pokryciu kosztów, do pewnego stopnia i przede wszystkim w ramach organizacji imprezy, partycypowało MKiDN. Natomiast w roli sponsorów, obok PIK, wystąpiły Targi w Krakowie oraz Empik. – Moim zdaniem, bez naszego udziału ta nagroda by upadła. Oczywiście nie chcemy jej sponsorować na stałe, dlatego cały czas pomagamy jej znaleźć stabilnego mecenasa – zapewnia. Zarazem jednak w tym roku PIK zmuszona była zawiesić kolejną edycję nagrody PIK-owego Lauru dla dziennikarzy promujących w mediach słowo pisane. Na szczęście Izba otrzymała obietnicę finansowego wsparcia organizacji imprezy w przyszłym roku od Drukarni Narodowej z Krakowa, prowadzi także rozmowy z Map Polska oraz firmą Xerox.

To, co najważniejsze

W dalszym ciągu za najważniejsze zadanie PIK, Marciszuk uważa promocję czytelnictwa. – Obecnie tracimy czytelników, a wraz z nimi rynek. Zresztą promocja czytania to jedno ze statutowych zadań wszystkich ważnych organizacji europejskich – mówi. We wrześniu powstał tzw. Komitet Porozumiewawczy. W jego skład wchodzą przedstawiciele organizacji związanych z książką: PIK, PTWK, bibliotekarzy, a także księgarzy. Do Instytutu Książki złożona została wspólna aplikacja na projekt promocji czytania w 2009 roku. Całkowity roczny budżet projektu o ogólnopolskim zasięgu wynosi 350 tys. zł, w 75 proc. finansowany będzie z funduszy operacyjnych, pozostających w dyspozycji ministra kultury. – PIK tylko w niewielkim stopniu będzie zaangażowana w ten projekt finansowo – nasz główny wkład to raczej pomysły i praca nad ich realizacją – zapewnia. Oczywiście głównym, ale nie jedynym, z wielu działań na rzecz promocji czytelnictwa jest Światowy Dzień Książki. – Musimy maksymalnie dopieścić ten projekt. W związku z tym myślimy m.in. o zatrudnieniu agencji PR, która w profesjonalny sposób mogłaby zorganizować uroczystą galę – dodaje. W ten sposób ciężar finansowy akcji promujących ideę czytelnictwa ma zostać w końcu przerzucony na państwo, a raczej na dedykowane takim przedsięwzięciom jednostki, czyli w tym przypadku IK.

Jego zdaniem, od dwóch lat Światowy Dzień Książki to impreza zupełnie innego rodzaju i formatu niż jeszcze trzy lata temu, czyli za poprzedniej kadencji PIK. – Impreza żyje w mediach, ale także, i co ważniejsze, również w „terenie”. Uważam, że jest to bardzo konkretne osiągnięcie tej Rady – przekonuje. Komitet Porozumiewawczy chce pracować na stałe. Jeżeli pojawią się kolejne pomysły, np. na promocję książki w okresie jesiennym, do końca marca można wystąpić do IK z kolejnym wnioskiem o dofinansowanie.

W nawiązaniu do planów zaangażowania speców od public relations, pragniemy przypomnieć, że do obchodów Dnia Książki pozostały tylko cztery miesiące. Czas nie działa na korzyść.

Z branżowego punktu widzenia szczególnie ważny wydaje się wątek zgodnego i skutecznego współdziałania trzech wspomnianych środowisk: wydawców, bibliotekarzy i księgarzy. Ci ostatni (choć nie wszyscy) z wolna zaczynają rozumieć, że kluczem do ich przetrwania jest aktywność. W ramach współpracy między organizacjami powstał pomysł na udostępnienie PIK, czyli przede wszystkim skupionym w niej wydawcom, obszernych baz adresowych (e-mailowych) bibliotek i księgarni. W ten sposób wydawcy otrzymaliby możliwość rozsyłania do tych placówek newsletterów o charakterze promocyjnym. Chodzi m.in. o znajdującą się w dyspozycji MKiDN bazę bibliotek, które kupują książki korzystając z funduszy państwowych. Kolejna baza zawiera adresy wszystkich skomputeryzowanych księgarń. Wydawcy kierowaliby swoją ofertę do PIK, a ta rozsyłała dalej. Rzecz jasna – przy całkowitym zachowaniu dotychczasowej struktury zaopatrzenia tych placówek. – Nie chcemy w to ingerować. Nie chodzi o to, by jakikolwiek pośrednik czuł się zagrożony. Wydawcy mogliby nawet umieszczać listę hurtowni, w których adresaci e-mailingu mogliby dokonywać zakupów. Mamy także świadomość, że wydawcy działają w ten sposób od dawna. Jednak obecnie każdy jest ograniczony własnymi możliwościami. Sam jako wydawca docieram tylko tam, gdzie mogę, co nie oznacza, że nie chciałbym, aby moja oferta trafiała do większej liczby odbiorców detalicznych czy bibliotek. Jeżeli damy wydawcom do dyspozycji kilka w miarę pełnych baz danych, będzie to dla nich pożyteczne narzędzie pracy – zapewnia. PIK uważa, że jest w stanie zbudować bazę obejmującą ponad 90 proc. odbiorców. Radzimy zastanowić się nad takim usprawnieniem – obecnie niemal każdy wydawca ma już dawno przetarte szlaki do swoich odbiorców i dodawanie do nich kolejnego, sygnowanego przez organizację branżową (czy rola pośrednika w kolportażu ofert handlowych jej przystoi, to już inna sprawa…), może tę komunikację niepotrzebnie zagmatwać.

Marciszuk przyznaje jednak, że projekt nie jest nastawiony na pomoc największym oficynom, które – jako się rzekło – dysponują już narzędziami o zbliżonym do planowanego „zasięgu”. Tylko – powtórzmy – czy obecny dostęp do zapowiedzi i nowości wydawniczych nie jest dość dobry? Zdaniem Marciszuka, dla olbrzymiej liczby bibliotek i księgarni stanowi to nadal problem. Ponadto za projektem przemawiają stosunkowo niskie koszty, choć zarazem pojawia się pytanie o funkcjonalność takiego systemu. Nikt nie może bowiem przewidzieć, w jakim stopniu e-mailing zostanie przez komputery odbiorców zaklasyfikowany jako spam. Druga sprawa to „waga”, zapewne naszpikowanych grafiką, wiadomości. – Oczywiście musimy ściśle określić warunki progowe – sposób opisania oferty, wagę plików, itd. – przyznaje Marciszuk.

PIK rozważy też inny wariant, polegający na stworzeniu dedykowanej strony, na której wydawcy umieszczaliby swoje informacje, a z której księgarze i biblioteki otrzymywaliby w jednym zbiorczym newsletterze linki odpowiadające poszczególnym ofertom (wpisom).

Foreign Rights

Kolejnym dokonaniem PIK, którym chwali się jej prezes, to uruchomiona, po wielu miesiącach starań, strona Foreign Rights, działająca jako podstrona witryny PIK. Jej oferta skierowana jest do odbiorców zagranicznych i zawiera listę członków organizacji i informacje o maksymalnie pięciu tytułach każdego z nich, niezależnie od wielkości realizowanej przezeń produkcji (swoją drogą, czy jednak nie należałoby ustalić tego w sposób proporcjonalny?). Prezentowana w tym miejscu oferta powinna mieć charakter przekrojowy i określać profil wydawniczy edytora. Oficyny mają możliwość dowolnej rotacji prezentowanych tytułów. Dodatkowo znajdują się tam namiary na najważniejsze osoby w firmie, zwłaszcza zajmujące się sprzedażą praw autorskich. Choć pomysł ten pojawił się w łonie Izby dość dawno, na jego realizację nie pozwalały możliwości organizacyjne. – Nasz projekt nie powiela działań IK w zakresie promocji polskiej literatury zagranicą. Prezentowana przez nich oferta jest dobierana przede wszystkim pod kątem literackim. My zaś staramy się wspierać naszych członków bardziej systemowo, stąd tak silny akcent na prezentację profilu wydawnictwa. Z założenia ta strona ma mieć charakter promocyjnohandlowy – deklaruje Marciszuk. Dotychczas z tej możliwości skorzystało ok. 50 skupionych w PIK firm. Niemało.

Okno na świat

Organizacja prowadzi aktywną działalność zagraniczną, zwłaszcza na arenie europejskiej. Jej efekty prezentuje m.in. poprzez „e-PIK”, informator w wersji elektronicznej, dotyczący wydarzeń w branży książkowej na świecie. Kilka spraw znajduje się obecnie w centrum zainteresowania Izby. Pierwszą z nich jest porozumienie zawarte przez Google z amerykańskimi wydawcami i autorami. – Dotychczas problem polegał na tym, że Google skanowało książki w bibliotekach wykorzystując doktrynę, która nie występuje w prawodawstwie europejskim, nie pytając wcześniej o zgodę posiadaczy praw autorskich. Skanowano całe książki i udostępniano do 20 proc. ich zawartości w Internecie – opowiada Marciszuk. Przypomnijmy, że w myśl niedawnego rozstrzygnięcia sądowego Google może kontynuować dotychczasową działalność, porozumienie zakłada powstanie Book Registered Office – rejestru tytułów administrowanego przez wydawców i autorów. – Ma to kontrolować wszystkie dostępne w Google Book Search książki, określając ich prawny status – wyjaśnia prezes PIK. Właściciele praw autorskich mają otrzymywać pieniądze pochodzące z reklam oraz ze sprzedaży e-booków. Właśnie ta ostatnia kwestia stanowi prawdziwy przełom, ponieważ do tej pory koncern Google deklarował chęć zarabiania wyłącznie na reklamach i nie interesowała go sprzedaż książek. Według Marciszuka, pojawia się niebezpieczeństwo, że Google mogą chcieć wydawać w formie elektronicznej wszystkie książki, które pojawiają się na świecie. Tym samym być może stałyby się jedynym, pozostającym poza niemal jakąkolwiek kontrolą, sprzedawcą e-booków.

Kolejna sprawa dotyczy Green Paper on Copyright, czyli tzw. Europejskiej Zielonej Księgi na Temat Praw Autorskich. Dokument powstał na zlecenie Komisji Europejskiej w Copyright Unit. – Rozszerza on wyjątki w ochronie prawa autorskiego na dzieła znajdujące się w Internecie. Dla Komisji ochrona copyright jest ważna, ale jeszcze ważniejsze jest wolne rozpowszechnianie treści. Federation of European Publishers stoi także na stanowisku, że free content nie powinien być dostępny całkowicie for free – relacjonuje Piotr Marciszuk. W zaproponowanej regulacji chodzi przede wszystkim o możliwie najpełniejsze uporządkowanie i ujednolicenie systemu płatności w Internecie.

Perła w koronie prezesa

Prezes Marciszuk wyraźnie czuje się dumny przy okazji omawiania projektu Europejskiej Nagrody Literackiej. – Dwa kraje, które są de facto twórcami tej nagrody, to Polska i Irlandia – mówi, skromnie z kolei pomijając fakt, że to przecież on jest jej pomysłodawcą. Nagrodą Komisji Europejskiej w praktyce zarządzać będzie konsorcjum Federation of European Publishers, zrzeszające autorów European Writers’ Congress oraz European Booksellers Federation. W każdym kraju członkowskim nagroda ma być przyznawana właśnie w ramach porozumienia tych trzech środowisk. Na jej potrzeby Stary Kontynent został niejako podzielony na trzy części, a Polska znalazł się w pierwszej grupie krajów, które swoich laureatów wybiorą już w 2009 roku. We wrześniu w Brukseli premierowe nagrody wręczy przewodniczący Komisji Europejskiej w obecności ministrów kultury krajów członkowskich. Każdy kraj będzie wybierał swojego laureata co trzy lata. Następny Polak (lub Polka) zostanie więc wybrany w 2012 roku. Powstanie także instytucja Ambasadora Czytelnictwa, którego zadaniem będzie promocja nagrodzonych książek. Czy jednak – pytamy – nie istnieje niebezpieczeństwo rozmycia się formuły nagrody w takim kształcie? – Nie sądzę. Za tym „pójdzie” strona internetowa, fundusze na tłumaczenia i współpraca między europejskimi wydawcami. Nagrodzone książki staną się znane w skali całego kontynentu. W każdym kraju powstanie samodzielne jury. Moim marzeniem jest, aby była to nagroda czytelników, którzy zwycięzcę wybierają spośród książek zaproponowanych przez jury. Chodzi o to, żeby stworzyć wokół niej atmosferę, która przyciągnęłaby media. Sama nagroda nie będzie mocno atrakcyjna finansowo – jej wysokość to 5000 euro. Najważniejsze będzie znaczenie promocyjne i możliwości powstania przekładów na inne europejskie języki – przekonuje. Jego zdaniem, powstanie w ten sposób wspólna, europejska płaszczyzna promocyjna.

Przyszłość

Podczas rozmowy nieubłaganie powrócił wątek składek i kondycji finansowej Izby. Jej obecne kierownictwo stoi na stanowisku, że środki znajdujące się w budżecie PIK powinny być skoncentrowane przede wszystkim na sprawnym i efektywnym działaniu biura, prezesa i Rady. – Biuro powinno mieć dyrektora, który przyzwoicie zarabia i bardzo dobrze pracuje, którego zadaniem powinno być wyręczanie Rady w bardzo wielu dziedzinach – przekonuje Marciszuk, zapewniając, że ten system powinien w pełni funkcjonować już od nowego roku. Podejmowane przez Izbę działania powinny być możliwie jak najbardziej efektywne, w myśl zasady: „Staramy się robić to, na co nas stać, albo rozwiązujemy działalność”. Odważna to deklaracja i trzymamy kciuki, aby nie tylko na niej się zakończyło.

Przypomnijmy, że w połowie roku Rada PIK sondowała wśród członków plan podniesienia składek. Pozyskane w ten sposób środki miały zostać przeznaczone na zwiększenie możliwości organizacyjnych i poprawę efektywności pracy biura, m.in. poprzez zwiększenie zatrudnienia. Obecnie rozważany jest inny model przekształceń. Prawdopodobnie więksi wydawcy otrzymają propozycję sfinansowania konkretnego działania – niemal na zasadzie odrębnego projektu. – Członkowie często deklarują potrzebę stałej obsługi prawnej. Także w zakresie, który często można uznać za indywidualne problemy poszczególnych firm. Obecnie współpracujemy z kancelarią Patrimonium, ale odbywa się to raczej na bieżąco. Przy odpowiednim finansowaniu można byłoby pomyśleć o współpracy, w ramach której przedstawiane byłyby wszystkie problemy zgłaszane przez członków – opowiada Marciszuk. – Dlatego myślimy o maksymalnym rozszerzeniu dostępu właśnie do usług prawnych, ponieważ znacznej części członków PIK nie stać na własną obsługę. Oczywiście, w grę nie wchodzi np. przedstawicielstwo procesowe – zapewnia.

Szef PIK wypowiedział się także w sprawie apelu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Księgarzy dotyczącego prac nad tzw. ustawą o książce. Jego zdaniem, nic konkretnego nie wydarzy się do końca roku. PIK razem z IKP brała udział w skatalogowaniu głównych problemów rynku, które następnie zostały poddane wnikliwej ekspertyzie prawnej. Ta z kolei jest w całości finansowana przez Instytut Książki. Głównym problemem związanym z ustawą jest brak porozumienia między stowarzyszeniami księgarskimi. IKP przygotowuje więc własny projekt ustawy nie czekając na odpowiedź prawników, gdy tymczasem OSK nawołuje do rozpoczęcia rozmów. PIK z kolei czeka na ich rezultaty, choć nie od dziś wiadomo, że środowisko wydawców jest raczej przeciwne idei powstania ustawy. A zatem – polityczne przeczekanie, co w oczach przeciwników ustawowego regulowania rynku może stanowić istotny powód do pozostania w szeregach tej organizacji.

 

Autor:
KUBA FROŁOW
PAWEŁ WASZCZYK