– Gdybym miał kiedyś kupować samochód dla siebie, pewnie bym go nie kupił, ale w pracy sprawdza się świetnie. Najważniejsze, że ma klimatyzację. Inaczej wszyscy w Bedekerze byśmy oszaleli – śmieje się Łukasz Karczewski, przedstawiciel firmy na rejon „wschodni” i Warszawę, gdy ruszamy spod redakcji Biblioteki Analiz nowym renault megane. Plan wizyt na dziś wyjątkowo mało napięty – trzy księgarnie w Łomży, jedna w Zambrowie i jedna w Łapach pod Białymstokiem. Wszystkie należące do tamtejszego Domu Książki. Atmosfera – przynajmniej dla mnie – trochę wakacyjna. Piękna pogoda i wyjazd z dusznej Warszawy są jak przedsmak zbliżającego się urlopu. Ale nie dla Łukasza. – Może gdzieś wyskoczę, ale tylko na parę dni, bo mimo wakacji pracy wcale nie mamy mniej. Faktycznie. Portfolio Bedekera obejmuje wydawnictwa z różnych segmentów rynku książki, dzięki czemu przedstawiciele mają „robotę” przez cały rok. Nasza Księgarnia, ExpressMap, Carta Blanca, Wydawnictwo Szkolne PWN, Wydawnictwo Naukowe PWN… wylicza Łukasz. Niepotrzebnie, bo na łamach Biblioteki Analiz drukowaliśmy wywiad z jego szefem, Krzysztofem Bujalskim (nr 190). Nieśmiało pyta, czy chcę wiedzieć, jak wygląda praca przedstawiciela. Pewnie, że chcę. Przecież po to jadę. – Generalnie nie zbieramy zamówień. Naszym głównym zadaniem jest dbanie o to, czy tytuły naszych wydawców są dobrze wystawione, czy realizowane są umówione promocje, czy stany magazynowe są odpowiednie, jak pokazane są ceny, czy nie są uszkodzone itp. Najważniejsze, żeby książki były w odpowiedniej ilości i żeby były widoczne. Bo towar niewidoczny albo taki, którego w punkcie jest za mało, nie sprzeda się. W jakimś sensie stanowimy wsparcie nie tylko dla wydawcy, ale i dla księgarza, bo przyczyniamy się do wzrostu obrotów. Zamówienia zbieramy incydentalnie, wszystko zależy od umowy z wydawcą. Chociaż to już pewne wiesz, choćby z naszej strony [Bedeker. eu – przyp. KF] – mówi. Oczywiście, różni są księgarze. Jedni lubią wizyty przedstawicieli, inni najchętniej zamknęliby dla nich drzwi swoich lokali. Spotkaliśmy i jednych, i drugich… Łomża – z dala od obiektywu Miasto, w którym liczba ludności przekracza 60 tys. Mamy do odwiedzenia trzy księgarnie. Do pierwszej z nich, zlokalizowanej tuż przy rynku, wchodzimy razem, ale ja incognito. Na pierwszy ogień lepiej wybadać sytuację. Przy kasie kolejka młodzieży, sprzedają używane podręczniki. Przyjmująca je pani ma nadzieję, że po nowe także przyjdą do niej. Myszkuję między regałami, obserwując z ukosa Łukasza, taktownie czekającego na pojawienie się kierowniczki. Wreszcie jest. Po kurtuazyjnych pytaniach o pogodę i turystów ruszają do półek. Najpierw sprawdzanie, czy w sprzedaży obecne są nowości miesiąca Naszej Księgarni. Kilku tytułów nie ma. Informacja na ten temat zostanie przekazana w raporcie do wydawnictwa. Kto zawinił? Trudno powiedzieć, bo Dom Książki Białystok składa zamówienie centralne i kierownictwo sieci samo decyduje, ile sztuk znajdzie się w poszczególnych punktach. – Jeżeli nowości nie ma w jednym, nie ma tragedii. Ale jeśli nie ma w co najmniej dwóch, trzeba to sprawdzić, bo sytuacja wygląda dziwnie – wyjaśnia Łukasz. Następnie sprawdzanie ekspozycji poszczególnych oficyn. Plan Wrocławia ExpressMapu sprzeda się tu gorzej niż plany Łomży, Białegostoku czy Warszawy, a jest wystawiony w najlepszym miejscu ekspozycyjnym! Zamiana. Katowice też mogą pójść niżej. – Oczywiście, za każdym razem grzecznie pytam, czy mogę dokonać zamiany. Nawet jeśli stojak jest mój, nie jestem u siebie. Ważne żeby mapy i plany lokalne były najbardziej widoczne, bo mapy dalszych regionów jak klient będzie chciał kupić, i tak znajdzie, a czasem możemy podziałać na niego „impulsowo” i uświadomić mu przez taką ekspozycję, że przydałaby mu się dana rzecz – wyjaśnia. Wreszcie pyta, czy czegoś nie „pomóc domówić”, bo widać, że się kończy. Wychodzimy. Następną księgarnię odwiedzamy już „na legalu”, zwłaszcza że do rozmowy zachęca urodziwa kierowniczka. – Nie denerwują pani ci przedstawiciele? Tak się tu snują. – Bywają tacy, którzy denerwują. Ale ten nie. Ten jest w porządku. Nawet lubię, kiedy przychodzi. Czasem pomoże. – A wielu się pojawia? – No, jest trochę. – Połowa to pewnie przychodzi dla pani. – Nie sądzę. – A można zrobić pani zdjęcie? – Mi? No, co pan? – A księgarni? – Księgarni tak – czerwieni się i już do końca wizyty nie patrzy w kierunku obiektywu. Ma szczęście, …