Jak się czuje wydawca po 20 latach nieprzerwanej działalności? Są różne momenty w życiu, ale generalnie mam nadal chęć działania i prowadzenia wydawnictwa. Rzadkie są momenty, kiedy mnie ta praca nudzi, bo po prostu jest niezwykle ciekawa. Nie potrafię sobie wyobrazić nic bardziej interesującego, co mógłbym robić. Z jednej strony jest to zwykła działalność biznesowa, bo trzeba dbać o finanse, prowadzić pracę zespołu ludzi, kierować nimi i motywować, a z drugiej jest to kontakt z czymś, co zawsze bardzo lubiłem. Książki były moją pasją od zawsze i wykorzystuję to do dzisiaj w swojej pracy. Obydwoje z Grażyną, moją żoną, z którą razem prowadzimy firmę, zawsze uwielbialiśmy czytać. Takie połączenie pracy zawodowej z pasją jest najlepszym rozwiązaniem. Do twojego zadowolenia z łączenia pasji z życiem zawodowym trzeba dodać również znaczący sukces finansowy… Uważam, że zapewnienie firmie długoterminowej płynności finansowej jest podstawą działalności biznesowej. Także w życiu prywatnym nie lubię mieć długów i nigdy ich nie miałem. Takie zasady przenoszę na biznes, aby być w porządku wobec kontrahentów, a jest to właśnie możliwe dzięki płynności. Do tego trzeba dodać, że praktycznie nigdy nie korzystaliśmy z kredytów, poza początkowym momentem, kiedy wzięliśmy kredyt na rozruch firmy. Gdy mówię o tym wśród ludzi biznesu, to się ze mnie śmieją i twierdzą, że gdybyśmy brali kredyty, to dopiero moglibyśmy stworzyć wielką firmę! Zacząłeś w dobrym momencie, kiedy rynek był głodny i umieliście to wykorzystać… Założyłem firmę w sierpniu 1990 roku z Tadeuszem Zyskiem, moim kolegą z Zakładu Psychologii PAN, gdzie obaj pracowaliśmy. Nie dysponowaliśmy dużymi pieniędzmi, był ten wspomniany kredyt i trochę pożyczek od mojej rodziny, a tu tymczasem już po dwóch latach działalności, na początku 1992 roku, przyszedł najtrudniejszy moment w działalności firmy. Rozpoczęła się fala bankructw w sektorze dystrybucji i nagle okazało się, że nie możemy odzyskać pieniędzy. W ciągu trzech miesięcy zbankrutowała przecież połowa spośród największych hurtowni, z którymi współpracowaliśmy. Wszyscy pamiętamy, jakie były wówczas te hurtownie. Praktycznie nie miały żadnego majątku i kiedy padały nie było z czego odzyskać swoich pieniędzy. Był to rzeczywiście trudny okres, ale wytrzymaliśmy. Mieliśmy hitowe tytuły, co pomogło nam przetrwać, a rynek był nadal chłonny, choć oczywiście już nie tak jak w 1990 czy 1991 roku. Bardzo pomogła nam też Drukarnia im. W.L. Anczyca, gdzie najwięcej wtedy drukowaliśmy. Jej szefowie wiedzieli, że jesteśmy stałym klientem, więc w tym momencie nie odcięli nas od możliwości drukowania i zgodzili się na rozłożenie spłaty zadłużenia. Dzięki temu w ciągu czterech-pięciu miesięcy wyszliśmy z długów. Później już nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji i było już tylko lepiej. Może dzięki temu, że razem z żoną nie staraliśmy się wyciągać całych zysków na własne potrzeby. Większość nadwyżki finansowej zostawała w firmie i poprawiała płynność tego biznesu. Jesteś bardzo ostrożny w biznesie… Faktycznie – prowadzimy tę firmę w sposób dość bezpieczny, ostrożny, ale nie asekurancki. Leży to w twoim charakterze czy dostałeś taką szkołę w życiu? Jestem ostrożny i dla przykładu rzadko decydujemy się na bardzo ostre licytacje przy zakupach praw autorskich. Potrafimy wycofać się, kiedy widzimy, że mimo rosnącej adrenaliny i podniecenia jakąś licytacją przekraczamy granice zdrowego rozsądku. Wtedy potrafimy się zatrzymać. Jaka była najwyższa kwota, jaką zapłaciliście podczas takiej licytacji? To była licytacja tytułu „Wysadzić Rosję” Aleksandra Litwinienki, wkrótce po jego śmierci. Wystartowało do niej 17 wydawców z Polski. W naszym zespole wymyśliliśmy, że będzie to znakomity tytuł na majowe targi książki w 2007 roku. Licytowaliśmy „w zaparte”, ale kiedy licytacja doszła do 30 tys. dolarów postanowiliśmy z Grażyną, że chyba czas się wycofać. Ale chłopaki z działów sprzedaży i promocji naszego wydawnictwa zaproponowali,że sami dołożą z własnych pieniędzy dodatkowy tysiąc dolarów, aby przebić tę cenę, bo im bardzo zależy, żeby pracować nad takim hitem i że to będzie ważne dla firmy. Wtedy sam postanowiłem z własnych pieniędzy dołożyć drugi tysiąc. Grażyna w tej sytuacji nie miała wyjścia i to był przełom w licytacji, bo ją wygraliśmy. Książka stała się przebojem, sprzedaliśmy ponad 50 tys. egz. Wszystko się wtedy udało i osiągnęliśmy prawdziwy sukces. Opowiadam o tym także dlatego, żeby podkreślić, że działalność zespołowa w naszej firmie jest tym, co najbardziej cenię. Jaka jest struktura twojej firmy, kto podejmuje decyzje? Z Grażyną jesteśmy dwuosobowym zarządem i w związku z tym spełniamy typowe funkcje dla zarządów każdej firmy. Podzieliliśmy się dodatkowymi obowiązkami tak, że ja odpowiadam głównie za prawa autorskie, a Grażyna to między innymi sprawy szaty graficznej, komputerów i oprogramowania, ale ostateczną decyzję, co do zakupu praw autorskich podejmujemy oczywiście zawsze we dwójkę. Struktura firmy jest taka jak w wielu innych wydawnictwach. Nie ma tylko specjalnego działu praw autorskich, bo w tych sprawach pracuję z naszą asystentką Kasią Tomczak, która jest z nami już 12 lat i załatwia całą korespondencję. Należy podkreślić, że jesteśmy bardzo stabilni osobowo. Cała struktura została zbudowana od nowa po odejściu Tadeusza Zyska w grudniu 1993 roku i właściwie pozostaje do dziś bez zmian. Wszyscy niemal szefowie działów, którzy wtedy rozpoczęli pracę, pozostają nimi do dziś. Działem redakcyjnym kieruje sekretarz redakcji Dorota Strzałko. Jest też dział produkcji, którego szefem jest Michał Lisowski. Na czele działu promocji stoi Bogusław Tobiszowski, a działem sprzedaży kieruje Ireneusz Szymański, który po mnie ma najdłuższy staż pracy w firmie. Tylko główna księgowa Bogumiła Wilanowska, jak na naszą firmę ma krótki staż na swoim stanowisku, bo pięć lat. Ile osób zatrudnionych jest w wydawnictwie? Od czterech-pięciu lat mamy podobnej wielkości zespół liczący 34-35 pracowników etatowych. Nie masz obawy, że się starzejecie? Choć szkielet zespołu jest ten sam, to poszerza się oczywiście o nowych ludzi, bo przecież zespół jest jednak większy niż kilkanaście lat temu, no i są też wypadki losowe typu wyjazdy z Poznania, a także bardziej atrakcyjne oferty pracy itp. Trzeba jednak podkreślić, że nikogo, nigdy nie zwolniliśmy z pracy. Z jednej strony jest to zaleta, bo wszyscy się znamy. Wszystko jest dotarte, ludzie znają się na robocie, mają swoje doświadczenie. Ale z drugiej strony istnieje problem, aby z tego zespołu jeszcze coś nowego wykrzesać, bo po tylu latach jest coraz …