13 grudnia OSDW Azymut, w ramach wirtualnego programu Nocy Księgarń, zorganizował debatę pod hasłem „O co chodzi z tymi księgarniami?”. Prowadził ją Adam Szaja, autor bloga Smakksiazki.pl. Temperatura rozmowy była dość niska, a wnioski z niej płynące przewidywalne. Może trochę bardziej klimat spotkania podgrzewał w drugiej części Zygmunt Miłoszewski. Ale po kolei. Celem spotkania było, jak informował organizator, znalezienie odpowiedzi na pytania: Czy księgarnie stacjonarne są jeszcze potrzebne? Jakie (i czy w ogóle) mają znaczenie dla polskiego rynku książki, dla autorów, dla życia literackiego w Polsce? Dlaczego księgarnie stacjonarne od dekad przeżywają kryzys ekonomiczny, a w efekcie znikają z mapy Polski? W pierwszej części panelu brali udział: Paulina Bandura, księgarka z Księgarni pod Globusem w Krakowie; Sonia Draga, wydawczyni, właścicielka czterech księgarń, prezeska Polskiej Izby Książki oraz dwóch pisarzy: Maciej Siembieda i Robert Małecki. – Do 27 listopada z Ogólnopolskiej Bazy Księgarń wyrejestrowało się 249 księgarń. Ta liczba pokazuje dramatycznie oblicze naszego rynku. Patrzę na to z przerażeniem, nie tylko dlatego, że sama mam cztery placówki, ale nie wyobrażam sobie normalnie funkcjonującego rynku bez księgarń. Niestety państwo traktuje naszą branżę po macoszemu – zaczęła Sonia Draga. – Księgarnie od lat funkcjonują na bardzo niskiej marży, co w czasie pandemii było szczególnie dotkliwe. Muszą funkcjonować bez żadnych zabezpieczeń wcześniejszych. Konkurencja, która pojawiła się ze strony internetu, w ostatnim czasie uderzyła na potężną skalę. To sprawiło, że księgarnie stacjonarne walczą o przetrwanie, a państwo nie zadbało o nie w ostatniej tarczy antykryzysowej – mówiła prezeska PIK. Honoru Krakowa broniła Paulina Bandura: – W Krakowie jesteśmy rozpieszczeni, jeśli chodzi o pomoc miasta. U progu pandemii przeznaczyło 100 tys. zł na bezpośrednie wsparcie finansowe dla księgarni. W ramach miejskiej strategii „Kultura Odporna” KBF zrealizował program „Księgarnie Odporne”, jest też konkurs na najlepsze księgarnie. – Nam najbardziej są potrzebne pieniądze, które możemy wydać na spotkania autorskie – podkreślała księgarka. – Środki, które zarabiamy ze sprzedaży książek, powinny, a nie zawsze się udaje, pokrywać koszty utrzymania księgarń, koszty personelu, czynszu i itd. Dobrze jest móc zaplanować cykl warsztatów dla dzieci, debat czy spotkań autorskich i móc autorowi zapłacić za bilet, a najlepiej móc zapłacić mu wynagrodzenie. Jest też ważna sfera, którą wspiera miasto, czyli widoczność księgarń – na mieście i w mediach. To dwa dla nas ważne czynniki: wsparcie finansowe i wsparcie wizerunkowe. Odnosząc się do aktualnej sytuacji, Paulina Bandura przyznała, że księgarnia ma duże straty w porównaniu do ubiegłego roku. Ale na ostateczne wnioski poczeka do stycznia. Nie zauważyła w czasie pandemii wielu nowych klientów, którzy by przychodzili i masowo kupowali książki. Jak zaobserwowała, chwilowo wzrósł zakup książek z uwagi na to, że biblioteki były zamknięte, w tym biblioteki szkolne. W tym roku Księgarnia pod Globusem sprzedała bardzo dużo lektur. Czy autorom jest wszystko jedno, gdzie czytelnicy kupują ich książki? – rzucił pytanie Adam Szaja. – Księgarnie to dla mnie miejsca święte. Są miejscami magicznymi, tak samo jak książka. Będę zawsze im pomagał – zadeklarował Maciej Siembieda. – Jestem otwarty na współpracę z lokalnymi księgarniami. Chętnie podpisuję w nich książki. Gdy otrzymuję zapytania o to, czy można otrzymać książkę z autografem, zawsze odsyłam do zaprzyjaźnionych księgarń, często je odwiedzam, robię zakupy, a przy okazji podpisuję tam książki. Co ważne: w księgarniach spotkamy profesjonalistów, którzy szukają świetnej literatury – odpowiedział Robert Małecki. Zaproszeni goście zostali zapytani …