Padł rekord! Frekwencja na trwających cztery dni i zakończonych w niedzielę 28 maja Targach Książki w Warszawie, którą organizatorzy szacują na ponad 90 tys. osób, a może nawet blisko 100 tys., jest rekordem w całej historii wszystkich imprez targowych w Polsce związanych z książką. Do szacunków można zawsze mieć zastrzeżenia, a jest to przecież nasza narodowa specjalność, ale każdy, kto w tych dniach był pod Pałacem Kultury i Nauki, a także przeciskał się w tłumie w jego wnętrzach, widział, że publiczności było na pewno więcej niż na innych podobnych spotkaniach – dawniej w Pałacu Kultury i Nauki, czy potem na Stadionie Narodowym, a także na Targach Książki w Krakowie czy na Wrocławskich Targach Dobrych Książek w ogromnej Hali Stulecia. Drugi warunek sukcesu został spełniony, chociaż z zastrzeżeniami, bo chodzi o pogodę. Miało być pogodnie, jak zapewniali organizatorzy jeszcze na tydzień przed rozpoczęciem Targów, ale jak podczas posumowania imprezy przyznał ze skruchą Jacek Oryl, dyrektor Targów Książki w Warszawie, „fronty atmosferyczne nad biegunem północnym się rozerwały, co jest dowodem na to, że zmiany klimatu coraz bardziej nas dotykają!”. I dodał na usprawiedliwienie: „od trzydziestu lat w tym okresie nigdy nie było tak złej pogody pod koniec maja!”. Kolejne warunki to satysfakcja uczestników – czytelników i wystawców. Oczywiście opinie były różne, a nawet przeciwstawne. Nie zabrakło oczywiście krytyków, którzy swoje opinie „wylewali” w najróżniejszy sposób, a kto chciał je poznać, to do nich dotarł, ale niewątpliwie dominowały oceny pozytywne, wynikające głównie z nieoczekiwanego przecież tak wielkiego sukcesu frekwencyjnego. Nie wszyscy byli więc zadowoleni. Nie wchodząc w gorącą atmosferę krytycznych opinii, jakie pojawiły się w sieci, trzeba oczywiście przyznać rację stwierdzeniom, że otoczenie imprezy, która odbyła się w bezpośrednim sąsiedztwie placu budowy coraz wyższego gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, było nieprzyjazne. Były też tak denerwujące problemy jak długie kolejki do toalet, których było zbyt mało, jak na tak wielką liczbę uczestników targów, a którzy musieli w tej przyziemnej, acz koniecznej sprawie konkurować z bardzo licznymi zwiedzającymi gmach Pałacu Kultury i Nauki, a którzy dodatkowo blokowali schody i wejście do sal ekspozycyjnych w tej pięknej (jak dla kogo!) budowli. Powtarzano oczywiście stary dowcip, że z tarasu widokowego na 30. piętrze jest najpiękniejszy widok w stolicy, bo stamtąd nie widać Pałacu! I rzeczywiście chętnych do sprawdzenia tego było co niemiara. Możemy mieć nadzieję, że zgodnie z zapowiedziami, jakie zostały przedstawione publicznie podczas konferencji prasowej na zakończenie Targów Książki w Warszawie, organizatorzy wyciągnęli i będą wyciągać odpowiednie wnioski, a nasze środowisko z pewnością będzie pomocne w tym wyciąganiu. Zarzut, że tegoroczna impreza targowa nie sięgnęła poziomu wielkiego międzynarodowego wydarzenia godnego stolicy dużego europejskiego kraju i nie może się równać, jak kiedyś było, z wielkimi wydarzeniami w innych krajach, jest oczywiście uzasadniony, ale jest perspektywa, aby przywrócić mu odpowiednią rangę. Na pewno dobrym zwiastunem takich działań jest ogłoszenie, że od przyszłego roku będziemy mieli znowu Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie, czyli wróci tradycyjna nazwa sprzed lat, kiedy miała znaczenie znaku jakości. Bardzo na to czekamy. Historia targowego slalomu Przypomnijmy, że najpierw były właśnie Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie, potem Warszawskie Targi Książki, a tym roku mieliśmy Targi Książki w Warszawie. Problem jest tylko z numeracją, ale zostawmy to do rozwiązania organizatorom, a z pewnością nie będzie to najtrudniejsze zadanie dla nich. Pierwsze Targi odbyły się w 1956 roku, zresztą nie w Warszawie, ale w Poznaniu, jako część wielkiej imprezy, noszącej nazwę Międzynarodowe Targi Poznańskie. W czasach PRL było to wielkie doroczne wydarzenie gromadzące w czerwcu każdego roku liczne firmy nie tylko z Polski, ale zgodnie z nazwą również z zagranicy. Dominowały ekspozycje narodowe, więc pawilon radziecki konkurował z amerykańskim, do którego „waliły” tłumy, aby chociaż trochę poczuć atmosferę zachodu. Wówczas środowisko książki stworzyło w ramach tej imprezy namiastkę międzynarodowych targów książki, wzorując się na tradycyjnych targach w Lipsku, a także na konkurencyjnych dla Lipska, ale dopiero co powstałych Targach Książki we Frankfurcie nad Menem, które wkrótce stały się najważniejszym miejscem spotkań branży książkowej z całego świata. Jednak w Poznaniu w takiej strukturze targi książki odbyły się tylko dwa razy, bo w …